Kościół Świętej Trójcy

Kościół Św. Trójcy imponuje swoją wielkością, a oglądany od strony zachodniej zachwyca misternym, wykonanym z ceglanych kształtek szczytem, który ukrywa potrójny dach. To bogate zwieńczenie świątyni, oparte na ceramicznym fryzie o motywach wiciowych, przeszło gruntowną konserwację w latach 1923-1924. Na wysokiej, 26-metrowej ścianie, tuż ponad środkowym oknem widnieje wykuta w granicie data odnowy kościoła – 1686, często mylnie traktowana jako rok zakończenia budowy.

Do wnętrza świątyni prowadzą trzy wejścia, nie licząc tego wiodącego do kaplicy Św. Anny. Główne, zachodnie wejście to zwykłe, proste wrota z XV w. Natomiast wejścia północne, od ulicy Św. Trójcy, ukazują dobry warsztat snycerskiej roboty. Ich niezwykle bogata dekoracja doskonale imituje metalowe formy okuciowe. Wewnątrz trójnawowy, halowy kościół ma 50,70 m długości, 29,10 m szerokości i 22,65 m wysokości. Sieciowe sklepienie podtrzymuje 10 filarów, z których każdy ma 9,90 m obwodu. Odległość pomiędzy filarami wynosi 5 m. Jednym z najstarszych i zarazem najpiękniejszych elementów w wystroju wnętrza są z pewnością gotyckie stalle przeniesione z prezbiterium. Choć nie znajdują się na swoim oryginalnym miejscu, a także są częściowo uszkodzone, widać w nich mistrzostwo twórcy. Te prawdziwe arcydzieła sztuki rzeźbiarskiej zostały wykonane z drewna dębowego w latach 1510-1511. Razem posiadają około stu siedzeń. Pierwotnie długość poszczególnych partii wynosiła 20 m po dwóch stronach prezbiterium. Ustawione były w rzędach, z których tylny podwyższony był o dwa stopnie. Dodatkowo ustawiono po jednym rzędzie siedzeń od strony lektorium. Skrajne ścianki stall zdobią przepiękne, prostokątne płyciny z reliefowymi ornamentami maswerkowymi. Taki sam, ażurowy ornament wypełnia ostrołukowe prześwity w ich górnej części, zwieńczonej pinaklami i kwiatonami. Podobnie ozdobiono baldachim, wznoszący się 4 m ponad całością. Stalle, odnawiane po raz ostatni w 1848 r. przez Rudolfa Freitaga, choć zachowane w dobrym stanie, niewątpliwie oczekują gruntownej renowacji i przeniesienia na swoje wcześniejsze miejsce.

Wiadomo, że od początku dużemu kościołowi patronowali Trójca Święta i Maria Panna. Dawny, główny ołtarz, wzmiankowany w 1487 r. zawierał odpowiednią do tego dominantę: wyobrażenie Św. Trójcy. Natomiast jeden z dwóch bocznych ołtarzy ufundowany około roku 1515 czcił Marię Pannę, odpowiednio do drugiego z wezwań kościoła. Sąsiedni z tej pary przyściennych ołtarzy, przeznaczonych na ścianę lektorium, ufundowany przez Bartłomieja Schulte również w 1515 r., odpowiednio do osoby patrona zakonu dedykowany był Św. Franciszkowi z Asyżu. Zachowane do dzisiaj na ścianie wschodniej kościoła dwie duże szafy ołtarzowe są właściwie pewną reminiscencją ich wcześniejszej świetności, a także swoistą kompilacją elementów, pochodzących z różnych ołtarzy gotyckich. Powszechnie przyjmuje się, że ołtarze powstały w gdańskim warsztacie Mistrza Michała z Augsburga. Snycerskie, rzeźbione części szaf uległy zniszczeniu, zachowała się jedynie figura Św. Franciszka, ukazująca scenę stygmatyzacji na górze La Verna – obecnie przechowywana w kaplicy kurii prowincjalnej – i właśnie ona daje nam doskonałe wyobrażenie o tym, jak imponująco musiały wyglądać wnętrza omawianych ołtarzy. Szafa ołtarza Marii Panny, nazywanego też ołtarzem kolekty, pierwotnie wyzłacana, opracowana snycersko, zawierała podział w typie „ołtarza czterech dziewic”, na co wskazują ślady na tle pozbawionym złoceń, widoczne w miejscu zaplecków figur. Zarys śladu w centrum kompozycji zdaje się wskazywać na miejsce po figurze Tronującej Madonny z Dzieciątkiem, występującej w asyście czterech klęczących aniołków z wielkimi skrzydłami. Szafa ołtarza Św. Franciszka w części środkowej zawierała krzyż wzniesiony na wysokiej podstawie. Obok, w lewej niszy klęczał Święty w złotym habicie z uniesionymi rękoma, w chwili otrzymania stygmatów. Za jego plecami znajdowała się pejzażowa kulisa, z wypiętrzoną skałą i zabudowaniami. Po prawej stronie krzyża umieszczono postać, prawdopodobnie także adorującą krzyż. Całość jednej, jak i drugiej szafy zamknięta jest malowanymi kwaterami z wyobrażeniem świętych. I tak, na ołtarzu Marii Panny, patrząc od lewej, w górnych kwaterach spotykamy: Św. Wojciecha, Świętych Grzegorza i Hieronima, Ambrożego i Augustyna, Św. Mikołaja. W kwaterach dolnych zostali umieszczeni: Św. Antoni Padewski, Apostołowie Jakub Starszy i Piotr, Św. Jerzy i Św. Franciszek oraz Św. Bernardyn ze Sieny. Na dwóch środkowych obrazach dodatkowo, średniowiecznym zwyczajem, zostali przedstawieni fundatorzy ołtarza: Bartłomiej Schulte z dwoma synami i obok jego małżonka z czterema córkami. Poniżej, na predelli widnieją Ewangeliści: Łukasz i Marek, Mateusz i Jan. Na wewnętrznej stronie środkowych skrzydeł znajdujemy scenę Zwiastowania Marii Pannie, Tobiasza z Archaniołem Rafałem, Rocha z Aniołem, a także scenę Zwiastowania Zachariaszowi. Na skrzydłach ołtarza Św. Franciszka widzimy: Św. Melchiora – pierwszego z Trzech Króli, Św. Ludwika, Św. Wacława, króla Dawida, Św. Baltazara – drugiego z Trzech Króli, Św. Eleazara, Św. Iwo i Św. Kacpra – trzeciego z Trzech Króli. Na predelli spotykamy: Świętych Grzegorza Wielkiego i Augustyna. Z analizy treści ikonograficznych wynika, że prawdopodobnie podczas przeprowadzanej w latach 1923-1924 restauracji kościoła nastąpił nieprawidłowy montaż ołtarzy. Zamienione zostały predelle oraz poszczególne kwatery na awersach skrzydeł wewnętrznych ołtarza Św. Franciszka, gdzie tylko scena „Zwiastowania” jest na dawnym miejscu. Ponownego montażu, po zabezpieczeniu konserwatorskim, dokonano w latach 60-tych, lecz i wówczas skrzydła obu ołtarzy zestawiono nieprawidłowo. Szczęśliwie jednak zrekonstruowano w całości zaginione, wewnętrzne, lewe skrzydło ołtarza Marii Panny z postaciami Św. Wojciecha i Św. Antoniego Padewskiego.

Ponad omawianymi ołtarzami, na dawnym zwieńczeniu lektorium w 1706 r. umieszczono przepiękny, pełnoplastyczny barokowy pas, złożony z ornamentu akantowego. W środkowej jego części na owalnym, ozdobnym kartuszu spotykamy napis S.S. Trinitati, S. MDCCVI. Całości uroku dodają dwa putta podtrzymujące środkową, górną część pasa. Po wybudowaniu w tym miejscu po 1945 r. ściany odgradzającej prezbiterium od nawy głównej kościoła, to koronkowe cacko stało się dla wielu jedynie piękną, ale nieczytelną ozdobą.

Tuż nad dawnym przejściem do prezbiterium zawieszono okrągły obraz Sądu Ostatecznego. Został on wykonany na początku XVI w. i pierwotnie zawieszony był prawdopodobnie w zworniku sklepienia wschodniego przęsła południowej nawy kościoła. Pośrodku tonda widnieje lapidarna postać tronującego na łuku tęczy Chrystusa i sprawującego sąd nad światem. Prawa Jego ręka wyraża gest błogosławieństwa, lewa potępienia. Po bokach głowy Chrystusa umieszczono lilię i miecz. Kula pod stopami Jezusa jest symbolem świata i oznacza Jego panowanie nad światem. Takie wyobrażenie nawiązuje wyraźnie do tekstu Apokalipsy Św. Jana: tęcza podkreśla wielkość i chwałę Tego, który przyszedł, aby sądzić ludzi, miecz oznacza gniew Boży i karę, lilia natomiast jest symbolem łaski. Po bokach Sędziego w geście wstawiennictwa i adoracji znajdują się Maryja i Św. Jan Chrzciciel, natomiast u dołu dwie postaci wychodzące z grobów na sąd.

W centralnym miejscu, na ścianie oddzielającej prezbiterium od nawy głównej, usytuowano potężny gotycki krucyfiks z 1482 r. Pochodzi on z grupy „Ukrzyżowania”, z łuku tęczowego z kościoła Św. Jana. Po 1945 r. jako nierozpoznany został przekazany do kościoła Św. Trójcy. Wtedy też wymieniono pionowe ramię krzyża w celu lepszego zsynchronizowania z wysokimi ścianami. Obecnie ramiona tego prostego krzyża są czarne o złoconych brzegach, zakończone złoconymi kwiatonami i niebieskimi czteroliściami z płaskorzeźbionymi symbolami Ewangelistów.

Jednym z najcenniejszych skarbów, jakie kryje w sobie kościół Św. Trójcy, jest wspierająca się na trzecim filarze ambona – najstarsza z zachowanych na Pomorzu Gdańskim. Wykonali ją w roku 1541 zakonnicy. Odtąd słyszała wiele: początkowo głosili z niej swą naukę katoliccy bracia, a w czasach późniejszych protestanci różnych denominacji. W latach 1631-1650 ambona została poszerzona i powiększona. Kolejne odnowienia przeszła w latach 1663, 1793 i 1821. Pomimo tych licznych interwencji jej główny, sześcioboczny korpus z szerokimi gzymsami zachował swój niezwykły, gotycki klimat. Zewnętrzna część kosza ambony przedstawia kunsztownie wyrzeźbione postaci Ewangelistów. U ich stóp znajdują się atrybuty, stąd łatwo o identyfikację. Nad każdym ze Świętych Pisarzy wznosi się uroczy, koronkowy, późnogotycki baldachim. Pod korpusem dodano późniejszą, barokową dekorację. Ponad całością umieszczono w 1617 r. manierystyczny, ośmioboczny baldachim o ornamentalnie płaskorzeźbionym gzymsie, dzieło Thomasa Götzena. Szczyt baldachimu wypełniony jest ażurowymi płycinami ornamentu okuciowego, postaciami aniołków i pełnoplastyczną rzeźbą Chrystusa – Salwatora Mundi. Obecne schody wraz z bramką zostały wykonane w 1821 r. albowiem poprzednie zniszczyli Francuzi w roku 1812.

Filar, przy którym wznosi się ambona, ozdobiono manierystyczną polichromią na przełomie XVI i XVII w. Tego rodzaju malarstwo, na tle ówczesnej sztuki gdańskiej należy raczej do rzadkości, stąd tym bardziej stanowi ono cenny zabytek.

W południowo-wschodnim narożniku kościoła usytuowane zostały organy. Przed demontażem w czasie ostatniej wojny istniały tu dwa prospekty organowe. Duży pochodził z roku 1648, a mniejszy wykonany został w latach 1703-1704 przez Tobiasa Lehmanna. W latach 1960-1961 zestawiono na tym samym miejscu tylko elementy tego ostatniego. Większy, składowany w częściach na poddaszu świątyni niestety dotąd oczekuje na ponowną instalację. Prospekt organowy, który mamy szczęście oglądać, jest umieszczony na wąskim chórze, podtrzymywanym trzema wspornikami w kształcie pełnoplastycznych herm. Na podniebieniu chóru namalowane zostały cztery postacie kobiece symbolizujące pory roku, zaś na poręczy tralkowej balustrady umieszczono datę odnowy instrumentu – 1703 r. Dolna część prospektu ma kształt trójkąta z gęstą, drewnianą kratownicą, ułożoną na gładkim tle koloru oliwkowego. Część górna, w kształcie trapezu, zamknięta gzymsem wypełniona jest obficie, głęboko rzeźbionym ażurowym ornamentem akantowym. Dodatkowo wplecione w to wszystko zostały postaci stojących i wpółleżących aniołów grających na różnych instrumentach. W zwieńczeniu całości znajduje się także anioł dmiący w dwa puzony. U dołu, w narożniku mały chórek, stanowiący obudowę manuału organowego. Został on złożony w 1961 r. z elementów pochodzących z wielkiego i małego prospektu organowego.

Nieco wyżej, na ścianie południowej zawieszono wykonane po 1567 r. renesansowe epitafium Henryka Möllera (1528-1567). Möller był osobą bardzo zasłużoną dla Gdańskiego Gimnazjum Akademickiego. Od 1559 r. pełnił w nim kolejno obowiązki profesora filozofii, rektora i dyrektora biblioteki, był też poetą. Prezentowane tu epitafium mierzy 490 cm wysokości i 210 cm szerokości. Jego wewnętrzny, prostokątny obraz flankowany jest przez dwie kariatydy . Symbolizują one Wiarę i Nadzieję. Po bokach dodano uszaki, które tworzy roślinny ornament okuciowy oraz putta gaszące pochodnie. Architektoniczna nasada wzbogacona jest alegorycznymi postaciami kobiecymi trzymającymi w dłoniach: środkowa w niszy – palmę, prawa – łopatę i słońce, lewa – trumnę i księżyc, natomiast kobieta w zwieńczeniu ukazana jest z pelikanem i zniczem. Centrum tego drewnianego, rzeźbionego epitafium, stanowi obraz olejny na desce ukazujący Chrystusa z dzieckiem na ręku w otoczeniu licznych kobiet i dzieci. Po prawej stronie sceny znajduje się grupa dyskutujących żywo mężczyzn. Zaś w prawym, dolnym rogu autor umieścił klęczącego Möllera, dodając u jego stóp kartusz z rodowym herbem i inicjałami HM tak, aby nie było wątpliwości, o kogo chodzi. Wszystko rozgrywa się na tle rozległego, renesansowego pejzażu. Całość jest z pewnością pięknym nawiązaniem do ewangelicznej sceny, w której Jezus poucza Apostołów: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”. Widocznie w takim kontekście odczytywano życie i pracę profesora. Dolną część epitafium stanowi tablica inskrypcyjna informująca nas, że zmarły: „był pobożnego usposobienia, bogaty w dziedzinie poznania. Czcili go królowie i możni protektorzy, których czyny rozsławiał szeroko wspaniałymi wierszami. Jako kierownik gimnazjum, wiele mu przysporzył chwały przez swego ducha i mądre rady”. Na tablicy umieszczono też herb rodowy Möllerów: anioła trzymającego połowę zębatego koła.

Epitafia pojawiające się licznie od połowy XVI w. w protestanckich świątyniach oprócz funkcji komemoratywnej miały pełnić także rolę dydaktyczno-moralizatorską. Wypełniały przy tym również doskonale nieznośną pustkę po usunięciu czczonych przez katolików obrazów i rzeźb. Nawet sam Marcin Luter nie widział nic zdrożnego w obrazach umieszczanych w kościołach, byleby były zaopatrzone w napisy. Przy okazji, warto dodać, że epitafia dedykowano tylko najwybitniejszym i niezwykle zasłużonym osobom. Na terenie Gdańska na przestrzeni XV-XIX w. powstało ich zaledwie 120. Do dziś zachowała się połowa, z tego 8 w kościele Św. Trójcy .

Posuwając się dalej wzdłuż nawy południowej, na pierwszej przyporze znajdujemy, wysokie na 270 cm i szerokie na 157 cm, epitafium z 1566 r. Michała Harnischa (1552-1566). Zmarł on w wieku 14 lat. Był synem konsula z Warszawy Michała Harnischa. Jego epitafium zostało potraktowane z właściwą dla renesansu skromnością formy: prostokątne, zwieńczone trójkątnym gzymsem z trzema wazami, flankowane prostymi, ornamentalnymi uszakami. U dołu posiada tablicę inskrypcyjną, umieszczoną pomiędzy dwoma płaskorzeźbionymi wspornikami. Niemiecki tekst głosi: „Pytasz, czyje prochy kryje urna w zimnym marmurze, kim był chłopiec, którego przedstawia to malowidło: Ojcem jego był Michał Harnisch, w ludowej Warszawie burmistrz miasta, zwany pobożnym i godnym czci. Gdyby go los oszczędził, nosiłby imię ojca, tak osiągnąłby jego sławę i cześć. Boga poznał w śmierci, wyznał Go radosnymi ustami, dlatego słodko i w pokoju spoczywa na łonie Boga”. Wewnętrzny, olejny obraz na desce przedstawia scenę zmartwychwstania Chrystusa, do której nawiązuje wyżej umieszczony napis: „Jak Chrystus zmartwychwstał, tak zmartwychwstanie cały dom”. U dołu sceny, tak jak poprzednio, klęcząca postać zmarłego, któremu dedykowano tablicę.

Kolejna wnęka kaplicowa zawiera obraz „Stygmatyzacji Św. Franciszka”. Prawdopodobnie po ostatniej wojnie został on przywieziony z franciszkańskiego klasztoru z Poznania. Nie jest nam jednak znane dokładne pochodzenie obrazu ani jego autor. Sądząc po formie, musiał zostać wyjęty z jakiegoś XVIII-wiecznego barokowego ołtarza. Po obu stronach „Stygmatyzacji” umieszczono, chyba niezbyt szczęśliwie, skrzydła tryptyku ołtarzowego. Również tu nie jesteśmy w stanie wskazać autora ani też nie potrafimy określić miejsca pochodzenia obrazów. Analizując natomiast szaty, fryzury i zarost Ewangelistów możemy z całą pewnością stwierdzić, że są oni ubrani w duchu panującej mody około połowy XVII w. Postacie zostały namalowane w konwencji „portretu uczonego w pracowni” – tj. stojące przodem do widza, przy nakrytym tkaniną stole w zamkniętym arkadą wnętrzu o posadzce z czarnych i białych fliz. Przy każdym z Ewangelistów znak identyfikujący: lew, anioł, wół i orzeł.

Druga przypora została udekorowana obrazem, wysokim na 220 cm , pochodzącym prawdopodobnie z epitafium, który obecnie moglibyśmy zatytułować: „Uczynki Miłosierdzia”. Powstał on z pewnością w okresie wczesnego baroku na początku XVII w. Dolna część obrazu jest zmniejszoną kopią obrazu A. Mollera z kościoła NMP w Gdańsku. W jej środkowym polu ukazano postać kobiety, personifikacji cnót. Z jej serca wyrastają gałęzie, stanowiące obramowanie dla siedmiu scen ilustrujących poszczególne uczynki miłosierdzia. U podstawy tego wszystkiego leżąca personifikacja wiary z krzyżem i symbolami Eucharystii. Górną strefę obrazu wypełnia scena sądu ostatecznego na tle rozległego krajobrazu, opatrzona wymownymi, łacińskimi wezwaniami: „Przyjdźcie błogosławieni Ojca” oraz: „Odstąpcie ode mnie niegodziwi”. Czarną ramę obrazu wieńczy trójkątny kartusz z hebrajskim napisem „Jahwe” w promieniach.

W trzeciej wnęce znajdowało się niegdyś przejście pomiędzy krużgankami klasztoru a kościołem. Dziś miejsce to jest zarysowane dużym, pięknym, wykonanym z ceglanych kształtek łukiem. Największym i najważniejszym elementem jest tu gotycki krucyfiks wykonany około 1500 r. Wychudzona postać Chrystusa o oschłych ramionach została opracowana z takim naturalizmem, że wielu przychodzących tu się modlić wiernych przejmuje dreszcz emocji. Krzyż prawdopodobnie pierwotnie znajdował się na łuku tęczowym pomiędzy główną nawą kościoła a prezbiterium. W 1580 r. został umieszczony w kaplicy Św. Anny, a na obecne miejsce przeniesiono go w połowie XVII w., gdy w kaplicy wybudowano barokowy ołtarz. Wysokość gotyckiej figury Chrystusa wynosi 250 cm. Belki krzyża pochodzą z późniejszego okresu.

Także w tym miejscu najczęściej przechowywana jest, wielekroć przestawiana, drewniana barokowa chrzcielnica, ostatnio tylko sporadycznie wykorzystywana . Przez jakiś nawet czas po 1945 r. obecna chrzcielnica stała przy głównym wejściu do świątyni i pełniła rolę kropielnicy. Wykonano ją w 1664 r. i umieszczono w północno-zachodnim narożniku kościoła, otaczając kunsztownie wykonaną kratą, fundowaną przez gdański cech kowali. Jest ustawiona na płaskim, ośmiobocznym cokole. Cztery wolutowe nóżki ozdobione łuskowym ornamentem, na których osadzono sześcienny trzon, dźwigają czaszę, przedzieloną z zewnątrz czterema akantowo-hermowymi pilastrami. Jej barwna, olejna polichromia przedstawia Ewangelistów. Wewnątrz znajduje się cynowa misa, pochodząca prawdopodobnie z innej, nieistniejącej chrzcielnicy z roku 1709. Na jej otoku nazwiska fundatorów: Martin Petersen, Christian Hintz, Dawid Holwel i Beniamin Hedding oraz data: 1709. Potrójna punca autora przedstawia herb Polski, Gdańska, a także łabędzia z inicjałami DL. Całość nakryta jest półkulistym wiekiem wykonanym po 1945 r. Poprzednie, zwieńczone szpicem z szyszką najwyraźniej zaginęło. Pierwotnie każdy z trzech kościołów posiadał swoją, własną chrzcielnicę. Do naszych czasów przetrwała tylko wyżej wspomniana.

Na trzecim filarze znajdujemy epitafium wychowanka Gdańskiego Gimnazjum Akademickiego Wawrzyńca Gablera (1609-1665), słynnego gdańskiego adwokata, poety, tytularnego sekretarza i prawnika króla polskiego. Jak głosi inskrypcja: „… uczony w prawie i królewski poeta, nieporównany przez zręczność swego ducha, ten, któremu przypadły trwałe wawrzyny uczonego w prawie…”. Pomnik, wysoki 400 cm i szeroki 200 cm, jeden z najpiękniejszych w kościele, ufundowali zmarłemu wujowi wdzięczni spadkobiercy. Fortuna, którą odziedziczyli, musiała być niemała, skoro w 1665 r. wystawili tak okazałe epitafium z czarnego marmuru i alabastru. Chwałę zmarłego głosi dobrze wykonany portret reprezentacyjny, flankowany zgrabnymi korynckimi kolumienkami unoszącymi belkowanie, na którym umieszczono napis: „Persewerandum” – wytrwały. Jest w tym zwrocie z pewnością zawarta aluzja do biblijnych obietnic pośmiertnej nagrody dla tego, który pokona liczne przeciwności i pokusy. Jak przystało na ten okres baroku, w którym powstał pomnik, nie mogło zabraknąć atrybutów tak popularnej wówczas vanitas: czaszki, ze skrzyżowanymi piszczelami, bujnego ornamentu małżowinowo-chrząstkowego czy też festonów kwiatowych, czyli tego wszystkiego, co podprowadza nas do świata śmierci. U szczytu epitafium, na skłonach siedzące Spes i Fides (Nadzieja i Wiara) mają charakteryzować Gablera, jako człowieka, który w życiu kierował się nadzieją zbawienia i głęboką wiarą w Boże miłosierdzie. W przerwie półkolistego gzymsu umieszczono herb rodowy zmarłego otoczony laurem – znakiem pośmiertnej nagrody. Ponad całością wznosi się anioł, czuwający, aby wszystkiemu stało się zadość.

Kolejna wnęka, to dziś kaplica Matki Bożej Fatimskiej. Z powodu coraz bardziej rozpowszechnionego przesłania z Fatimy, franciszkanie w 1997 r. sprowadzili z tego portugalskiego miasta figurę Madonny. Wymowną kolumnę – podest, otoczoną dębowymi gałązkami, ze złotymi liśćmi wykonał wykładowca z gdańskiej ASP Mariusz Białecki. Ma ona uosabiać wzniosłość i powagę fatimskiego przesłania, a także przywoływać samo miejsce objawienia. Powyżej znajduje się duży – 320 cm x 580 cm – obraz autorstwa franciszkanina o. Tomasza Janka, przedstawiający dwie sceny: objawień Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi, fatimskim pastuszkom, które miały miejsce 13 maja 1917 r. i zamachu na Ojca Świętego, który wydarzył się na Placu Św. Piotra w Rzymie, dokładnie w rocznicę objawień fatimskich, dnia 13 maja 1981 r. Jak wiemy, sam Jan Paweł II zamach na swoje życie odczytywał w świetle Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. Obraz celowo jest utrzymany w ciemnej tonacji. Najważniejszym bowiem elementem stało się tu światło pochodzące „z góry”, które rozprasza ciemności, jakie zaległy świat XX w. Kaplica jest miejscem spotkań Rycerstwa Niepokalanej.

Tuż przy wejściu do zakrystii umieszczono, wysoki 200 cm i szeroki 233 cm, epitafijny tryptyk Marcina Ravenwalta (+1520). Człowiek ów był markgrafem i członkiem gdańskiej Rady. Pierwotnie ten renesansowy obraz znajdował się na ścianie wschodniej, tuż pod organami. Na skrzydłach tryptyku, w czterech kwaterach Ewangeliści. W obrazie środkowym, w centrum ukazano ukoronowanie cierniem Chrystusa, natomiast u dołu tej pasyjnej sceny umieszczono podobiznę zmarłego z rodziną. Marcin Ravenwalt klęczy wraz ze swoimi ośmioma synami. Obok nich protektorka: Św. Barbara z kielichem i hostią, symbolami Eucharystii oraz wieżą, znakiem niezłomnej wiary i dążenia wzwyż, ku Bogu. Żona Ravenwalta, podobnie jak mąż otoczony synami, klęczy z siedmioma córkami, pannami, co można stwierdzić po ich rozpuszczonych włosach przepasanych opaskami. Za wymienionymi postaciami druga z patronek rodziny: Św. Anna Samotrzeć, średniowiecznym zwyczajem trzymająca na ramionach Jezusa i Najświętszą Marię Pannę. Pomiędzy dwoma grupami klęczących herb rodowy rodziny: łabędź z koroną na szyi, po bokach głowa lwa i czerwona róża. Obok herbu gmerek, powtórzony także na żółtej tarczy po stronie żony zmarłego. Umieszczona tablica inskrypcyjna poucza nas: „Przyjazny wędrowcze, aby cię nie zwiódł późniejszy obraz tego, którego twarz jest oddana na obrazie, dowiedz się: Kiedyś żył człowiek, słynny burgrabia Gdańska. Jego kości spoczywają lekko w miejscu ostatniego spoczynku. Swoją małżonkę obdarzył 15 wesołymi potomkami, kochanymi zadatkami wierności, które spoiły ich małżeństwo. Był roztropny, jako radny, niemal Tuliusz w mowie. Kochał sprawiedliwość, kochał dobro ojczyzny, pielęgnował dobro, był ostrym mścicielem zła. Był sprawiedliwy dla wszystkich obywateli miasta, dlatego po jego śmierci smuci się i lamentuje wszystek lud, którego los został zasmucony przez taką stratę. Niech ziemia przyjmie swoją część, ale sam duch jego niech uleci ponad gwiazdy i trwa wiecznie”.

Po prawej stronie od wejścia do zakrystii stoi XVII-wieczna szafa gdańska. Skonstruowana na planie prostokąta ze ściętymi narożnikami od strony ściany frontonu, zwieńczona profilowanym i wielokrotnie łamanym gzymsem. Dekoracją szafy są elementy pionowe złożone ze spiralnych kolumn i brodatych postaci: proroków lub apostołów. Niestety, brak trzech figur. Do tego niektóre z rzeźb są pozbawione rąk, stóp czy też atrybutów, co utrudnia identyfikację postaci. Przy wszystkich tych brakach trzeba jednak przyznać, że mamy do czynienia z całkiem niezłym, stylowym meblem.

Ponad szafą obraz z drugiej połowy XVII w.: „Chrystus nauczający w świątyni”, lub inaczej: „Chrystus głoszący Nowe Przymierze”. Scena ukazana jest we wnętrzu świątyni żydowskiej. Chrystus siedzący za stołem trzyma w rękach otwartą księgę i zwraca się ku zgromadzonym wokół niego ludziom. Po bokach Jezusa dwie nisze. W lewej Mojżesz z tablicą i inskrypcją łacińską sugerującą, gdzie należy szukać komentarza do przedstawionej sceny. Nisza prawa kryje w sobie postać Aarona z inskrypcją na cokole, dotyczącą świętych losów przechowywanych w świątyni i nazywanych Urim i Tummim (dosłownie: światło i doskonałość). Autor obrazu nie jest nam znany. Prawdopodobnie jednak malowidło to, wysokie 116 cm i szerokie 85 cm, wykonane w technice olejnej na desce, powstało w którymś z gdańskich warsztatów. Obraz mocno zniszczony przeszedł dobrą, gruntowną konserwację w roku 1982.

Południowo-zachodni narożnik kościoła kryje w sobie dwie bliźniacze kaplice grobowe. Powstały one w okresie późnego baroku w 1720 r. Lewa, poświęcona została rodowi Hardersów, prawa natomiast jest kaplicą grobową rodu Offenberg. Architektura grobowców dosyć skromna, wykonana została w tynkowanej cegle i przypomina raczej cmentarne rodzinne kaplice grobowe. Od frontu dwie pary drzwi, zakończone półkoliście, są flankowane pilastrami. Kaplice wykończono profilowanym gzymsem wieńczącym, w połowie przerwanym. W przerwach umieszczono kartusze, wykonane z piaskowca pomalowanego olejno popielatym kolorem. Kartusz lewy podtrzymują dwie postaci: kobieta w hełmie – Artemida trzymająca kulę z koziorożcem oraz personifikacja wiary – kobieta z uniesioną wysoko głową, mająca w dłoniach księgę. W polu złocony napis: „Nagrobek szlachetnego i dzielnego męża Michała Ludwika Herdersa, ur. 12 marca 1695 r., zmarł 21 listopada 1719 r. Dzięki Opatrzności Bożej spełnił wolę Bożą i ogląda w wieczności Oblicze Boga odwiecznego, zachowując wiarę zdobył zasługi Zbawiciela dźwigającego ludzkie grzechy. Pobożnie zmarłemu tę trwałą pamiątkę poświęca pogrążona w żałobie wdowa Anna Elżbieta z domu Fiszer”. Kartusz prawy, także flankują dwie postaci kobiece, alegorie Jutrzenki i Zmierzchu. Również tu znajdujemy łaciński, złoty, już nieco zatarty napis: „Tu chciał spocząć na ostatnią noc swego życia i stąd przenieść się prędzej, czy później, gdy się przebudzi do życia wiecznego dostojny mąż Henryk Christian, wolny baron, Offenberg, tajny radca Majestatu Królestwa Pruskiego, minister tego miasta, kawaler stanu szlacheckiego, żyjący od dnia 1 czerwca 1690 r. do 24 stycznia 1720 r. Po życiu pełnym cnót i zasług ten pomnik postawiła dobra i pobożna żona, pogrążona w żałobie, Maria Małgorzata z Brownów. Chwalebna to rzecz, gdy żywi zmarłym okazują żywą pamięć”. Na gzymsie pomiędzy kaplicami umieszczono drewnianą kulę, na której wije się wąż, będący znakiem odwiecznie czyhających ziemskich pokus. Ponad kulą klepsydra, nieubłaganie odmierzająca uciekający czas. Po prawej stronie grobowców wejście na poddasze kościoła, a także przejście do kaplicy Św. Anny, obramowane charakterystycznym ceglanym łukiem zwanym „oślim grzbietem”.

Naprzeciwko wyjścia z zakrystii, na filarach umieszczono późnogotycki zespół pięciu herbów rzeźbionych w drewnie. Są one pięknym świadectwem związków szesnastowiecznego Gdańska z Polską i klasztoru z polskim królem. Pierwszy i największy z nich jest otoczony masywnym wieńcem, utworzonym z liści i kulistych owoców. Wewnątrz, na fantazyjnie wyciętej, wklęsłej tarczy heraldycznej, podzielonej na cztery pola, umieszczono po przekątnej w dwóch polach herb Litwy: Pogoń, a w pozostałych dwóch srebrną przepaskę. Na przecięciu pól płaskorzeźbiona tarcza z godłem Polski. Pozostałe herby przedstawiają znaki: Gdańska – dwa krzyże z koroną na tarczy podtrzymywanej przez dwa lwy, Litwy – Pogoń, Polski – orzeł, obydwa herby na tarczach, w towarzystwie aniołów oraz podtrzymywany przez dwa jednorożce herb Prus Królewskich – czarny orzeł z koroną na szyi i uzbrojoną w miecz ręką. Od początków XVI w., aż do ostatniej wojny herby przytwierdzone były do zworników sklepienia w zachodniej części południowej nawy kościoła. Choć posiadają drobne ubytki, muszą zachwycać pięknem średniowiecznej formy i mistrzostwem wykonania.

Przechodząc do nawy północnej, najpierw napotykamy uruchamianą w okresie Bożego Narodzenia szopkę betlejemską. Jak wiemy pierwszą taką inscenizację w historii zorganizował w 1222 r. w Greccio niedaleko Rzymu sam Św. Franciszek. Od tego momentu jego współbracia rozprzestrzenili szopki i żłóbki w najróżniejszych postaciach po całym świecie. Ta, którą możemy tu obejrzeć, jest o tyle interesująca, że posiada mechanizm wprawiający w ruch figurki ludzi, zwierząt, a nawet sztuczne morze ze statkami. W ten sposób przesuwają się przed nami dzieje Polski, zawarte w postaciach świętych naszego narodu, jak również ludzie różnych stanów i zawodów. Szopka powstała około roku 1950 staraniem brata Pawła Sokalskiego. Mechanizm został wykonany w warsztacie gdańskiego ślusarza Feliksa Szulista. Nie trzeba dodawać, że szopka ta w okresie świątecznym oblegana jest przez licznie przybywających, zwłaszcza z dziećmi.

Tuż obok szopki, na pierwszej przyporze znajdujemy, wysoki 215 cm i szeroki 113 cm, doskonały, barokowy obraz „Ecce Homo”. Powstał on najprawdopodobniej pod koniec XVII w. w którymś z gdańskich warsztatów malarskich. Piękna gra światła i cienia w obrazie przywodzi na myśl wielkie dzieła mistrzów baroku, takich jak choćby Caravaggio. Przy pierwszym, północnym wejściu umieszczono niewielkie, 143 cm wysokie i 82 cm szerokie, lecz urocze skrzydło, pochodzące z jakiegoś gotyckiego ołtarzyka. Ponieważ zdradza ono cechy późnego gotyku, możemy się domyślać, że powstało około roku 1500. To prostokątne skrzydło zostało podzielone na dwie kwatery, w których umieszczono po trzy figury świętych. Każda kwatera zamknięta jest w swej górnej części ażurowym maswerkiem z wkomponowanymi motywami łuku w kształcie oślego grzbietu. W ten sposób nad postaciami tworzy się pewien rodzaj baldachimu. Poszczególnych świętych łatwo da się rozpoznać, ponieważ każdy z nich zaopatrzony został w odpowiednie atrybuty. I tak, w partii górnej, od lewej widzimy Św. Katarzynę w koronie na rozpuszczonych włosach, z mieczem w prawej i księgą w lewej ręce, a u jej stóp widnieje koło. Obok postać Św. Mikołaja w stroju biskupim. Po stronie zaś prawej Św. Anna Samotrzeć w maforium i fałdzistym płaszczu, trzymająca na lewym ramieniu drobną postać Maryi z księgą na kolanach, na prawym natomiast unosząca postać nagiego Dzieciątka Jezus w geście błogosławieństwa. W partii dolnej spotykamy Św. Marię Magdalenę w ozdobnym czepcu i z naczyniem na wonności. Pośrodku w birecie i z krzyżem w ręku nieznany święty, być może jest to Św. Jan Nepomucen. Ostatnia z postaci, to Św. Barbara w koronie, z wieżą i palmą męczeństwa w dłoniach.

Na drugiej przyporze, wysoki 220 cm i szeroki 146 cm, obraz z końca XVII w. nieznanego autora przedstawiający „Ukrzyżowanie”. Wiemy, że ta poruszająca scena z płaczącymi Mariami u stóp krzyża w formie litery „Tau”, była restaurowana w 1821 r. przez malarza Fadermrechta. Widać zatem, że przywiązywano do tego obrazu dużą wagę. W trzecim przęśle północnej nawy znajduje się, wysoki 205 cm i szeroki 270 cm, alegoryczny obraz: „Powrót Jakuba do Kanaanu”, ufundowany przez Jana Ernesta Schmiedena (1626-1707). Schmieden był ławnikiem, rajcą, a od 1692 r. gdańskim burmistrzem oraz mecenasem Gimnazjum Akademickiego. Obraz z akcją na tle rozległego pejzażu wymaga gruntownej renowacji.

Kolejne przęsło mieści w sobie duży, wsoki 295 cm i szeroki 215 cm, niezbyt udany obraz Św. Antoniego autorstwa S. Hyły. Malowidło to ufundowała po śmierci męża w roku 1950 Maria Szotowicz-Kozłowska.

Na ostatniej z przypór usytuowano kamienne, wysokie 250 cm i szerokie 167 cm, epitafium markiza Jana Bernarda Bonifacio d’Orii (1517-1597), ufundowane w latach 1605-1614 przez burmistrza Bartłomieja Schachmanna. Pomnik zawiera w sobie tablicę inskrypcyjną, opasaną architektoniczną ramą z uszakami zdobionymi roślinnym ornamentem. W zwieńczeniu epitafium, w półkolistej niszy umieszczono polichromowane, reliefowe popiersie d’Orii, a ponad nim złocony herb hrabiego. Zakończenie dolne stanowi czaszka z piszczelami w owalu. Inskrypcja znajdująca się tuż pod portretem, to łaciński dystych autorstwa markiza: „Choćby nawet czas, jak on to czyni, zniszczył ten obraz, to jednak na pewno nie zniszczy nieśmiertelnego ducha”. Natomiast napis u samego dołu, również wyjęty z pism zmarłego, głosi: „Te kości, które przez tyle lat rzucane były po lądzie i wodzie, tu znalazły końcowy spokój”. Sam d’Oria przeznaczył go jeszcze przed śmiercią na swoje epitafium. Tablica wewnętrzna zawiera informacje dotyczące życia i podróży markiza. Bonifacio pochodził ze starego rodu arystokratów neapolitańskich. Od lat młodzieńczych sporo podróżował. Jako gorący zwolennik reformacji, aby nie narazić się Inkwizycji opuścił Neapol i przez czterdzieści lat nieustannie przemierzał różne miasta i kraje. Wiemy, że przebywał w Wenecji, Wiedniu, Norymberdze. Często gościł w Niemczech, Szwajcarii, Francji, Anglii i Szkocji. Bywał też na Morawach i w krajach skandynawskich, a nawet w Turcji, gdzie wykupił z niewoli jakichś chrześcijan. W Polsce był aż sześciokrotnie. Ostatnią swoją podróż odbył płynąc z Anglii do Gdańska. Był już starcem, gdy statek, którym żeglował, osiadł na mieliźnie i zatonął w okolicach Wisłoujścia. Szczęśliwie uratowano markiza i znaczną część ksiąg, z którymi nieodłącznie wędrował. Miasto szybko ofiarowało rozbitkowi mieszkanie w pofranciszkańskim klasztorze, a także skromną pensyjkę na utrzymanie w zamian za księgozbiór. W ten sposób ponad tysiąc sto ksiąg hrabiego w połączeniu z podobną liczbą ksiąg przejętych od franciszkanów stworzyło podwaliny do utworzenia słynnej: „Bibliotheca Senatus Gedanensis”, późniejszej Biblioteki Gdańskiej PAN. Zasłużony w ten sposób dla miasta Bonifacio zmarł w grodzie nad Motławą 24 marca 1597 roku.

Kolejnymi, bardzo cennymi elementami wnętrza w kościele Św. Trójcy, są trzy duże żyrandole, zawieszone w nawie środkowej. Pierwszy z nich, wiszący przed wejściem zachodnim, ufundowany został dla kościoła przez Jana Schrödera w roku 1653. Pierwotnie nazywany był żyrandolem Św. Trójcy, ponieważ zawierał wyobrażenia poszczególnych postaci boskich: Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Przed ponownym jednak montażem, jaki nastąpił po 1945 r., wiele elementów świecznika zaginęło bezpowrotnie. Jego średnica wynosi 250 cm. Posiada dziesięć ramion, umocowanych do trzonu w kształcie obłoków, zwieńczonych ozdobnym pierścieniem, zaś u dołu żyrandol zakończony został sporą kulą ze zwisającą szyszką. Na kuli możemy odnaleźć napis fundacyjny, informujący o uczynionym darze. Warto też zaznaczyć, że fundator Jan Schröder dodatkowo, każdego roku ofiarowywał do kościoła pięć świec woskowych. Ten piękny zwyczaj przerwała dopiero jego śmierć w 1687 r.

Żyrandol środkowy, najbogatszy, pochodzi z prezbiterium. W miejscu obecnym zamontowano go po 1945 r. Ofiarowany został dla kościoła przez Henninga Petersona w 1656 r., o czym informuje nas umieszczony w zwieńczeniu świecznika kartusz z napisem fundacyjnym: „Chcę postawić Bogu ołtarz dziękczynny, jak to uczynił Jakub, Jego imieniu na chwałę, na zerwanie ze światem. Ponieważ Bóg pobłogosławił mi na obcym miejscu, dlatego daję Mu ten żyrandol, jako ofiarę dziękczynną. Ten żyrandol ofiarował Bogu na chwałę, a temu kościołowi na ozdobę Henning Peterson, obywatel Gdańska, roku Chrystusowego 1656, 6 maja”. Świecznik, tak jak poprzedni, ma średnicę 250 cm, natomiast esowatych ramion posiada dwanaście. Jego trzon jest typu balasowego, zakończony wspomnianym, owalnym kartuszem inskrypcyjnym z ornamentem małżowinowym i hermami. W części środkowej umieszczono wielką ilość ażurowych zdobin o motywach ornamentu chrząstkowego, natomiast u dołu zakończono go dużą, zdwojoną kulą.

Trzeci z wielkich świeczników, o średnicy 190 cm, ma tylko sześć ramion. Powstał z pewnością przed 1659 r., z tego bowiem roku posiadamy spis inwentaryzacyjny, na który żyrandol już wciągnięto. Nazywany jest „pelikanowym”, ponieważ jego profilowany, cylindryczny trzon zakończony został pelikanem karmiącym trójkę piskląt.

Na filarach, od strony nawy głównej widnieją piękne lustra, tzw. blikiery, służące do odbijania światła pochodzącego z zapalonych świec. Powstały one na przełomie XVII i XVIII w. Przed 1945 rokiem było ich w kościele znacznie więcej. Często były bogato zdobione na obramowaniach. Posiadały też niejednokrotnie wytłoczone nazwiska fundatorów i ich herby rodowe, tak jak choćby zachowany blikier, ofiarowany przez rodzinę Ferberów.

Innym, cennym elementem w wyposażeniu kościoła Św. Trójcy są liczne i częściowo bardzo dobrze zachowane płyty nagrobne. Sądząc po bogatym opracowaniu płyt, biorąc pod uwagę herby i znane nazwiska, a także ówczesną cenę kamienia widać, że liczne zamożne rody upodobały sobie właśnie ten kościół jako miejsce pochówku. W dużym kościele możemy doliczyć się ich ponad 160, dalsze trzy znajdziemy w kaplicy Św. Anny i osiem w prezbiterium. Ich średni rozmiar to 150 cm na 220 cm, ale bywają też dużo większe. Przeważnie przeznaczane były dla całego rodu. Niejednokrotnie rodzina, gdy była bogatsza, posiadała dwie, a nawet trzy płyty grobowe. Innym znowu razem spotykamy wspólne groby sąsiadów czy przyjaciół. Miejsce pochówku wykupywane było na określony czas. Z upływem terminu grób, a często także kamienna płyta, stawał się własnością gminy. Stąd niektóre napisy bywały wielokrotnie przekuwane, a że liczne z nich opracowane były na wypukłym reliefie, część inskrypcji i znaków trudna jest obecnie do odczytania. Najstarszy zachowany napis nagrobny pochodzi z 1568 roku i dotyczy gdańskiego ludwisarza Hermana Benningka, który wykupił grób nr 122 i sprawił sobie do niego kamienną płytę. Najmłodsza inskrypcja pochodzi zaś z roku 1790. Kości z opróżnianych grobowców przenoszono do wspólnej mogiły, która znajdowała się u zbiegu wielkiego kościoła z kaplicą Św. Anny. Istniały także specjalne księgi grobów z ich numeracją, z zaznaczonymi znakami, tekstami lub gmerkami. W kościele grzebano zmarłych tylko do końca XVIII w. Mniej więcej w tym bowiem okresie zaczął kształtować się zwyczaj tworzenia cmentarzy poza obrębami miejskimi. Także do końca XVIII w. ludność biedniejszą chowano tradycyjnie na wolnych placykach wokół kościołów.

Przy wejściu do kościoła możemy napotkać, do dziś używaną, elegancką renesansową skrzynię ofiarną z XVI w. Została ona wykonana z drewna, jednak pokryta jest całkowicie kutymi płaskownikami, gęsto nitowanymi. Zamykana jest na trzy potężne skoble, co pozwala przypuszczać, że aby ją otworzyć, w przeszłości potrzeba było trzech osób lub trzech instytucji z osobnymi kluczami, którzy jednocześnie, a przy tym komisyjnie wyciągali złożone datki.

W depozycie kościoła znajdują się także dwa niezbyt pokaźnych rozmiarów dzwony. Pierwszy, gotycki pochodzi z XV w. i pozbawiony jest zawieszenia. Drugi, renesansowy powstał w 1528 r. W swojej górnej i dolnej części ozdobiony jest podwójnymi wałkowymi profilami. Pomiędzy nimi znajduje się owalna plakietka z postacią w stroju wojownika.

Oczywiście przed rokiem 1945 kościół Św. Trójcy prezentował się o wiele okazalej. Wiemy, że nie powróciły tu po zakończonych działaniach wojennych niektóre epitafia, zaginęło wiele cennych obrazów, a także uległy zniszczeniu loże i stalle, jakie w tej świątyni miały niektóre z gdańskich znakomitych rodzin. To samo dotyczy wnętrza kaplicy Św. Anny i w sposób oczywisty prezbiterium.

tekst: o. Tomasz Jank, Kościół Św. Trójcy w: „ZESPÓŁ KOŚCIELNY ŚW. TRÓJCY W GDAŃSKU”